wtorek, 21 maja 2013

L'experience #3: Chromatics



Zawsze należy być otwartym na nowości. Dlatego w piątek, 17.05.2013, zamiast udać się do dobrze znanego baru na zwyczajowo zamawiane zimne piwo i świętować koniec tygodnia pracy, udaliśmy się do stołecznego klubu Basen na koncert kompletnie nieznanego mi zespołu. O Chromatics do tej pory słyszałem głównie w kontekście organizowanych przez brytyjskie trio The xx w Lizbonie, Berlinie i Londynie mini festiwali Night+Day, nie kojarząc jednak wcześniej nic z ich bogatej twórczości.
Do klubu przybyliśmy z kilkunastominutowym wyprzedzeniem, przywiedzeni chęcią zapoznania się z samą miejscówką. Trzeba przyznać, że kiedy dowiesz się, skąd taka właśnie nazwa, ciekawość nie daje spokoju dopóki na własne oczy nie tego nie zobaczysz. Przerobienie starego krytego basenu na klub to naprawdę nietuzinkowy i wart uwagi pomysł. Publiczność w niecce basenu, scena ‘na brzegu’ i bar w dawnych basenowych szatniach, piątka za inwencję! Z pewnością nie raz tam wrócę.
Jednak głównymi bohaterami był ktoś inny. Z powodu nagłych problemów zdrowotnych grupa Glass Candy, która miała być suportem tego wieczoru, odwołała swój występ w ostatniej chwili. Szkoda, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Chromatics, aby zrekompensować ten brak, zagrali specjalny przedłużony set, który trwał aż półtorej godziny. Zespół wyszedł na scenę punktualnie o godzinie 20, wtedy też, bez formalnych powitań, z głośników popłynęły pierwsze dźwięki. Były więcej niż przyjemne dla ucha. Synthpopowe melodie świetnie uzupełniał smukły wokal Ruth. Panowie wraz z panią stworzyli miłą, intymną atmosferę. Sam zespół cechowała ostrożność w kontakcie z publicznością. Nie mówili zbyt wiele, wyraz twarzy wokalistki również było trudno przeniknąć, była zdominowana przez zasłaniającą wszystko grzywkę. Dopiero po pierwszym bisowym utworze dowiedzieliśmy się co dzieje się w głowie Ruth Radelet. Nie wiem, czy to entuzjastyczna reakcja publiczności, czy bardzo liryczny nastrój jaki powstał, czy kombinacja obydwu, ale sprawiło to, że z jej oczu popłynęły łzy, a kiedy chciała powiedzieć nam „Thank you”, głos uwiązł jej w gardle. Była to urocza scena, która obnażyła prawdziwość i szczerość zespołu oraz po raz kolejny potwierdziła fantastyczność polskiej publiczności. Jedynym minusem całego koncertu było źle ustawione nagłośnienie, przez które zbyt cichy wokal niknął w nagromadzeniu i huku basów.
Choć nie byłem w stanie zanucić żadnego kawałka Chromatics, zaliczam ten koncert do bardzo udanych. Poznałem naprawdę wartościowy zespół, który teraz przez wiele dni będzie sączył się z moich głośników. Następnym razem odśpiewam cały set.
Opuszczając Basen czułem coś pomiędzy Lekką chrypką(2) a Zdartym gardłem(3).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz